piątek, 23 kwietnia 2010

Historia pewnego roweru

Rower - w Szwajcarii rzecz niezbędna. W bardzo krótkim czasie można wszędzie dotrzeć, a do tego nie trzeba płacić za parking. Więc kupiłem sobie rowerek - brand new - ze sklepu (stwierdziłem, że co tam będę jeździł na jakimś używanym - nigdy nie wiadomo kto przede mną na takim jeździł i do czego go uzywał :P).
Rower kupiłem 10.04.2010, dlatego więc się nim wcześniej nie chwaliłem (jakoś nie wypadało).
Śmiga nieźle (6 km do centrum pokonuję w 20 minut, drogę powrotną w 12 minut - już wiem, na którym skrzyżowaniu trzeba bardziej przycisnąć, żeby zdążyć na zielone światło na następnym, ale niestety w drodze do, to nie działa, dlatego jedzie się dłużej. Inną kwestią są autobusy, czasem się zdarza, że przez 5 km doganiam autobus na każdym przystanku, omijam go, po chwili autobus mnie wyprzedza, a ja doganiam ten sam bus na następnym przystaku - pewnie pasażerowie mają ubaw i obstawiają kto będzie pierwszy :P)


Oto mój piękny rowerek - zwróćcie uwagę na siodełko - srebrno - czarne z napisem 'Velo' (czyli 'rower' po szwajcarsku).



I tu zdarzyła się historia wyjatkowo nieprzyjemna. Wiedziałem, że mam 10 dni na zajerestrowanie zakupionego roweru od daty zakupu, ale ze wględu na to, że biuro jest czynne od 8.00 do 17.30, a ja tym czasie przebywam na uczelni, nie poszedłem zarejestrować roweru, więc posiadałem go nielegalnie i nielegalnie parkowałem przed akademikiem.
Aż tu po nocy z dnia 9 na dzień 10 od zakupu wychodzę i co widzę?

***


Dla tych mało spostrzegawczych - brak siodełka. No, nic. Pomyśałem o k******, nie zdążę na zajęcia. Musiałem poczekać aż otworzą biuro, żeby zarejestrował rower (żeby odzyskać moje siodełko). Zarejestrowałem rower, po czym dowiedziałem się, że to jednak KTOŚ INNY zabrał MOJE SIODEŁKO, a nie administracja akademika. Tym większa była moja rozpacz, co teraz.
Może zabrzmi to dziwnie, ale w pobliskich krzakach znalazłem inne siodełko, które idealnie pasowało do roweru (nie jest takie złe, ale moja dupa już była kształtem całkiem przyzwyczajona do MOJEGO, a poza tym moje siodełko miało ładniejszy kolor). Zamontowałem siodełko i pojechałem na uczelnię (oczywiście spóźniłem się).
Całość wygląda mi na to, że komuś do tego stopnia spodobało się MOJE SIODEŁKO, że swoje wyrzucił w krzaki, a zabrał moje.



Gdyby się bliżej przyjrzeć konstrukcji mojego roweru, można zobaczyć, że rozebranie go na części pierwsze nie stanowi żadnej trudności - gdzi eto tylko możliwe nie ma śrub, więc siodełko tez bez problemu można wyjąć. Dlatego nawet kiedy zapinam rower o koło albo o koło i widełki to nie mogę mieć pewności, że ktoś zostawi samo koło, a resztę roweru zabierze..... z tym zadaniem poradziłaby sobie średnio inteligentna małpa).



Teraz mów rower z niemoim siodełkiem garażuje tylko i wyłącznie w rowerownii.



Padł mit na temat bezpieczeństwa Szwajcarskiego.

Tu też mogą ci wszystko ukraść.....


*****
*** - REKONSTRUKCJA ZDARZEŃ
***** - w celu opracowania zdjęcia korzystano z pakietów graficznych - Advanced Graphic STudio i Paint.

2 komentarze:

  1. W całej tej historii brakuje mi jednego, zgadnij czego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyraźnego zdjęcia nowego siodełka???
    Wiem, ale czasem czuję się jak debil biegając m.in. po sklepie albo po akademiku i robiąc wszytskiemu zdjęcia.....

    OdpowiedzUsuń